sobota, 3 grudnia 2016

"Wybrani" C.J. Daugherty

    Dzisiaj przychodzę do was z recenzją „Wybranych” C.J. Daugherty i muszę powiedzieć, że już dawno nie męczyłam się tak długo, by przeczytać książkę.
    Seria ta jest dosyć znana, ale ja, nie wiedzieć czemu, nie lubię czytać serii w momencie, w którym jest na nią największy szał. W tym roku mój przyjaciel zaczął błagać mnie bym przeczytała tę serię, ponieważ chciałby z kimś dzielić miłość do „Wybranych”, gdyż nie zna nikogo, oprócz siebie samego, kto tak uwielbiałby te kilka książek. Prosił mnie przez pół roku i już nie potrafiłam mu odmówić, zwłaszcza, że jeszcze niedawno sama chciałam sięgnąć po tę pozycję.

  


      Zawiodłam się już na samym początku. Okładka nie podobała mi się jeszcze przed zapoznaniem z treścią, ale wydawało mi się, że będzie to opowieść o niegrzecznej dziewczynie. A tutaj zaskoczenie. Nikt nie jest buntowniczym nastolatkiem. Ale to nie wina książki, a projektantów okładki. To tylko taka moja uwaga.
   Wydaje mi się, że okładka jest najmniejszym złem całej tej książki. Przepraszam miłośników tej serii, ale teraz zacznie się krytyka treści.
   Po pierwsze: nie cierpię głównej bohaterki. A jak jej nie lubię, to cała książka od razu spada w mojej ocenie, chyba że poboczne postaci zawładną moim sercem, jednak tak się nie stało w przypadku „Wybranych”.
   Nie rozumiem sposobu w jaki została stworzona Allie, czyli główna bohaterka. Ona w ogóle nie myśli, a jeśli już myśli, to robi całkowicie odwrotną rzecz. Podam przykład: wie, że boi się małych przestrzeni, to po co wchodzi do kanciapy woźnego? Rozumiem, że musiała się ukryć, więc wybrała najbliższe miejsce, ale po chwili zaczęła krzyczeć, ktoś ją stamtąd wyciągnął, przez co już nie była w kryjówce, a w pułapce. Jak wiesz, że boisz się ciasnych pomieszczeń (a wiedziała o tym), to do nich nie wchodź, tylko szukaj innych miejsc. Albo chociaż wsadź sobie coś do buzi, by nie krzyczeć w niebogłosy.
     Kolejną rzeczą, która denerwuje mnie w Allie jest to, że nikogo nie słucha. Może autorka chciała zrobić z niej niezależną, młodą kobietę, ale wyszła z niej tego dziewczyna, która uważa się za najmądrzejszą. Nie słucha, gdy ktoś jej dobrze radzi, nie słucha, gdy ma dochować tajemnicy. Robi to, co chce, nie bacząc na konsekwencje, uczucia innych i że przez jej działanie może zrobić komuś krzywdę. Cały czas nie myśli.
   Bardzo nie podoba mi się postać Sylvaina. Jego zachowanie jest nielogiczne i dosyć dziwne. Pani Daugherty wydaje się, że chciała pokazać, iż nawet najgorsza rzecz jaką można zrobić, może być efektem nieprzemyślanego wypadku (co akurat jest niemożliwe w opisanej w książce sytuacji). Nie podoba mi się też postawa Allie w tej sytuacji. Pokazuje, że dziewczyna ma od razu wybaczać, nawet jeśli chłopak zrobi coś niewybaczalnego. Akceptuj jego wady, nie możesz zwrócić mu uwagi, odseparować go od siebie. Masz być męczennicą i to z własnej woli.  
    Dużo rzeczy w tej książce jest po prostu niemożliwych i nie dających się zaakceptować. Ludzie tak się nie zachowują. Ciężko się to tłumaczy bez przytaczania fragmentów, a nie chcę zrobić z tej recenzji jednego wielkiego spojlera.
     Jeśli chodzi o sam sposób przedstawienia tej historii to też nie jestem zachwycona. Książka miała być tajemnicza, przesycona aurą sekretów. Nie czułam tego. Żeby było zabawniej (albo dziwniej) , zauważyłam, że zaczyna występować słownictwo, które w czytelniku miało wywołać strach, ale zostało to zrobione w nieudolny sposób. Słowa w ogóle na mnie nie oddziaływały. Autorka próbowała, ale jej nie wyszło. Chciała czytelnika poruszyć, ale działała powierzchownie, zostawiając głębię w spokoju, przez co zabieg jej nie wyszedł, a to rzutowało na całej historii. Zamiast bać się, czy czytać kolejne rozdziały w zniecierpliwieniu, czekałam aż  książka się skończy, miałam ochotę zacząć walić głową w ścianę lub wziąć wszystkich bohaterów i zacząć ich głowami walić w ściany.
    Jedyną postacią, która zaskarbiła sobie moją sympatię jest Carter. W opisie napisano, że jest outsiderem, co nie do końca jest prawdą, ale wyróżnia się, bo jedyny wzbudził we mnie pozytywne emocje, a jego działania miały jakiś sens, były przemyślane. Podziwiam go, bo ja bym nie wytrzymała tyle z Allie.
    Bohaterowie tak bardzo mnie denerwowali i irytowali swoim zachowaniem, ze nawet fabuła nie przynosiła ukojenia i nie wciągała. Wszystko było płytkie i niedopracowane. 
   Już dawno nie przeczytałam tak złej książki. Mój przyjaciel powiedział, że mam czytać dalej, ponieważ „cechy” Allie, które opisałam stają się jeszcze bardziej widoczne. I powiedział to ze śmiechem. Jemu się to podoba, ale mnie nie. Nie sięgnę po dalsze części.
   Cieszę się, że najpierw zapoznałam się z „Tajemnym ogniem”, który napisała  C.J. Daugherty oraz Carina Rozenfeld, bo gdybym tego nie zrobiła, to nie wiem, czy po przeczytaniu „Wybranych” byłabym w stanie przekonać samą siebie do sięgnięcia po nią. Jeśli chcecie przeczytać coś C.J. Daugherty to polecam „Tajemny ogień”. Powieść może i nie wybitna, ale  pobija „Wybranych”. I to bardzo.
    Jeśli chcecie, przeczytajcie „Wybranych”, ale nie polecam wam tej książki z całego serca.


Nie można trafiać na tylko dobre książki. Niestety.  

poniedziałek, 10 października 2016

KONKURS - WYGRAJ DOWOLNĄ KSIĄŻKĘ

Polecam Wam konkurs, który sama odkryłam dopiero wczoraj
http://kasi-recenzje-ksiazek.blogspot.com/2016/09/konkurs-rozdawajka-wygraj-dowolna.html#more
Do wygrania książka jaką tylko sobie wybierzecie, a żeby zostać zwycięzcą trzeba odpowiedzieć na jedno pytanie.

Miłego odpowiadania ;)

piątek, 9 września 2016

"Uratuj mnie" Anna Bellon

Na razie nie recenzja, a zaproszenie do przeczytania.


Jak może niektórzy z was wiedzą, 28 września tego roku premierę ma książka pt. "Uratuj mnie" autorstwa polskiej autorki Anny Bellon.

Sama czekam bardzo niecierpliwie na premierę, by móc dostać ją w swoje łapki, a to dlatego, że ta dziewczyna pisze po prostu cudownie.
Jej dzieła zaczęłam czytać już kilka lat temu na stronie Wattpad i zakochałam się od pierwszych stron.

W słowach, które pisze, a także pomiędzy nimi zawartych jest tyle emocji, są tak szczere i prawdziwe, że nie można oderwać oczu. Każde zdanie dopracowane jest na ostatni guzik. Ta historia sprawiała, że wsadzałam głowę w poduszkę, by nie wybuchnąć głośnym śmiechem, albo by gorzko nie zapłakać.
Postaci są tak rzeczywiste, prawdziwe, że można łatwo się z nimi utożsamić i jeszcze bardziej do nich zbliżyć. Czułam się częścią tej historii, a bohaterów traktuję jak żywe postaci.

Ta historia jest tak realna, mogłaby przytrafić się każdemu z nas. Aż brak mi słów, by wyrazić jak bardzo jestem zakochana w słowach tej autorki. Są tak wzruszające, dosadne i sprawiają, że człowiek zaczyna zastanawiać się nad rzeczami, na które normalnie nie zwraca lub nie chce zwrócić uwagi. Zacznie inaczej postrzegać świat.

Ja sama jeszcze bardziej zrozumiałam jak osobowość człowieka jest złożona i skomplikowana oraz jak trudno jest tak naprawdę poznać człowieka.

  Słowa, które zostały użyte, porównania, przenośnie... To wszystko sprawia, że zaczynamy się zastanawiać nad rzeczami, którymi w codziennym życiu nie zawracamy sobie głowy, a są to bardzo ważne kwestie.

Z tej książki można się wiele nauczyć. To nie jest pusta, schematyczna historyjka o nastolatkach, a głęboka opowieść, która może wiele uświadomić i zmienić w naszym życiu.
Ale mimo, że jest o poważnym temacie, to humoru w niej nie brakuje i można niejeden raz zacząć śmiać się i zastanawiać jak można mieć tak genialne poczucie humoru.

Nie będę pisać o czym jest ta książka, bo przecież pojawi się to w recenzji, ale proszę: dajcie szansę tej pozycji. Wiem, że duża ilość osób nie czyta dzieł polskich autorów (sama jestem w tej grupie, niestety), ale ta książka (oraz cała seria) to po prostu arcydzieło, z którym warto się zapoznać. Nie pożałujecie.

"Uratuj mnie" jest pierwszą częścią tetralogii "The Last Regret". Każda książka opowiada o innych postaciach, które borykają się z różnymi problemami jak każdy z nas. Wszystkie osoby znajdą w tej serii swoją bratnią duszę.

Ta książka jest dla każdego. Młodszego, starszego. Każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Nie zawiedzie się. A także dowie się jak wielki talent może pomieścić jedna osoba
Miłego czytania. Naprawdę warto.

Już dawno nie czułam się tak zniecierpliwiona i podekscytowana jednocześnie.

#UratujMnie

#TheLastRegretTeam




wtorek, 23 sierpnia 2016

"Posłaniec Strachu" Michael Grant

Witam w mojej pierwszej recenzji. Mam nadzieję, że nie będzie tak źle ;)

    Dzisiaj zajmę się oceną „Posłańca Strachu” Michaela Granta (jak zresztą głosi tytuł oraz zdjęcie tej ładnej okładki).


    Pewnie większa część z was, jeśli tego pana kojarzy, to zna go jako autora „Gone”. Przez lata wielka ilość moich bliższych oraz dalszych znajomych namawiała mnie, bym sięgnęła po pierwszy tom tej bestsellerowej serii. Sama nie wiem dlaczego, ale do tej pory tego nie zrobiłam. Może za wiele osób mnie o to prosiło, a ja podświadomie robiłam im na przekór? Nie wiem.
   Jednak opis „Posłańca Strachu” tak mnie zaintrygował, że, nie bacząc na otoczenie postanowiłam ją wypożyczyć ją. Jednak po chwili niemal narkotycznej euforii naszły mnie dziwne myśli. Między innymi: czy to nie jest aby jakiś dodatek do serii „Gone”? Na szczęście miła pani, pracująca w bibliotece rozwiała moje wątpliwości i pozycja ta wylądowała na mojej półce w kolejce do przeczytania. A na zapoznanie się przeze mnie z treścią czekało wiele pozycji. Jak zawsze zresztą.
   W końcu nadszedł ten czas.
   Autor przedstawia nam historię dziewczyny, która na pierwszych stronach nie pamięta kompletnie nic. Nawet swojego imienia. Dopiero po chwili z najgłębszych zakamarków jej umysłu dociera do niej informacja, że chyba nazywa się Mara. Po chwili z żółtej mgły, którą jest otoczona, wyłania się postać wysokiego chłopaka o czarnych włosach, ubranego w ciężkie buty oraz długi płaszcz z guzikami w kształcie czaszek. Przedstawia siebie jako Posłańca Strachu oraz mówi, że dziewczyna ma pójść razem z nim. Nagle przenoszą się do nieznanego Marze pokoju i widzą jak pewna młoda dziewczyna popełnia samobójstwo. Dlaczego? Na razie niewiadomo. Właśnie tego i innych związanych lub nie związanych z tą sytuacją aspektów Mara jak i sami czytelnicy mają się dowiedzieć.
   Na skutek wielu ekscytujących i niespodziewanych wydarzeń powoli razem z Marą poznajemy ten nowy oraz niebezpieczny, czy w pewien sposób niezrozumiały świat. Świat dość brutalnej sprawiedliwości, która może uratować ci życie lub je zniszczyć.
   Przez pierwsze kilkadziesiąt stron byłam lekko zdezorientowana, zresztą jak główna bohaterka. Jednak nie czułam się z tego powodu źle. Mogłam lepiej zrozumieć Marę, jej psychikę, czy sposób myślenia, a do tego poczuć się tak jakbym sama była częścią tego całkowicie odmiennego świata. Na bieżąco poznawałam aspekty nowej rzeczywistości. Autor napisał tę książkę bardzo dobrze, ponieważ nie przedstawia wszystkiego na tacy od razu, bo czytelnik poczułby się przytłoczony i nie zrozumiałby wszystkiego od razu. Zamiast tego sprawia, że prawda wyłania się niemal jak przedmioty z żółtej mgły. Mój umysł nie musiał gorączkowo analizować każdej sytuacji, by doszukać się odpowiedzi, rozwiązań. Miał na to wszystko czas.
    Jednak akcja jest tak przedstawiona, że nie ma miejsca na nudę, przez co nie chciałam oraz nie potrafiłam się od „Posłańca” oderwać. Fabuła została tak genialnie rozpracowana, że lepiej by się tego zrobić nie dało.
    Bohaterów jest tak naprawdę dwóch. Co jakiś czas pojawiają się kolejne osoby warte głębszego poznania oraz zwykli ludzie, którzy dostąpili tej przyjemności (chociaż to raczej nieprzyjemność) stanięcia przed obliczem Posłańca Strachu. Może niektórym będzie się wydawać, że skoro cały czas rozmawiają ze sobą te same dwie osoby, to książka będzie nudna. Nic bardziej mylnego. Mnie to w ogóle nie przeszkadzało.
    Jedynym co może trochę mnie irytowało to sama postawa Mary w niektórych momentach, czy sposób Posłańca Strachu na nauczenie czegoś dziewczyny lub to, że czasami powinien coś zrobić, a jednak nie robi nic. Sądzę, że pewnie ten zabieg autora był zaplanowany, bo potem powoli postawy tej dwójki pokazują, że mają pewien sens oraz wytłumaczenie, więc to po prostu moje fanaberie.
    Polecam tę powieść osobom, które już znają Michaela Granta oraz tym, którzy tak jak ja dopiero przygodę z jego dziełami mają zamiar zacząć. Ta książka jest warta uwagi, chociażby ze względu na wyjątkowe połączenie fantasy i Sci-Fi.

    Miłego czytania

Cześć

Hej

Może ktoś kojarzy mnie z bloga Książki to diamenty, więc wie, że wpadłam na pomysł założenia bloga recenzenckiego i właśnie dlatego znalazłam się tutaj. Może zainteresują Was moje opinie na temat przeczytanych przeze mnie książek. Prawdopodobnie dzisiaj pojawi się pierwszy post.

Dziękuję, że zajrzeliście i miłego czytania