Dzisiaj przychodzę do was z recenzją „Wybranych”
C.J. Daugherty i muszę powiedzieć, że już dawno nie męczyłam się tak długo, by
przeczytać książkę.
Seria ta jest dosyć znana, ale ja, nie
wiedzieć czemu, nie lubię czytać serii w momencie, w którym jest na nią
największy szał. W tym roku mój przyjaciel zaczął błagać mnie bym przeczytała
tę serię, ponieważ chciałby z kimś dzielić miłość do „Wybranych”, gdyż nie zna
nikogo, oprócz siebie samego, kto tak uwielbiałby te kilka książek. Prosił mnie
przez pół roku i już nie potrafiłam mu odmówić, zwłaszcza, że jeszcze niedawno
sama chciałam sięgnąć po tę pozycję.
Zawiodłam
się już na samym początku. Okładka nie podobała mi się jeszcze przed
zapoznaniem z treścią, ale wydawało mi się, że będzie to opowieść o
niegrzecznej dziewczynie. A tutaj zaskoczenie. Nikt nie jest buntowniczym
nastolatkiem. Ale to nie wina książki, a projektantów okładki. To tylko taka
moja uwaga.
Wydaje mi się, że okładka jest najmniejszym złem
całej tej książki. Przepraszam miłośników tej serii, ale teraz zacznie się
krytyka treści.
Po pierwsze: nie cierpię głównej bohaterki.
A jak jej nie lubię, to cała książka od razu spada w mojej ocenie, chyba że
poboczne postaci zawładną moim sercem, jednak tak się nie stało w przypadku „Wybranych”.
Nie rozumiem sposobu w jaki została stworzona
Allie, czyli główna bohaterka. Ona w ogóle nie myśli, a jeśli już myśli, to
robi całkowicie odwrotną rzecz. Podam przykład: wie, że boi się małych
przestrzeni, to po co wchodzi do kanciapy woźnego? Rozumiem, że musiała się ukryć,
więc wybrała najbliższe miejsce, ale po chwili zaczęła krzyczeć, ktoś ją stamtąd
wyciągnął, przez co już nie była w kryjówce, a w pułapce. Jak wiesz, że boisz
się ciasnych pomieszczeń (a wiedziała o tym), to do nich nie wchodź, tylko szukaj
innych miejsc. Albo chociaż wsadź sobie coś do buzi, by nie krzyczeć w
niebogłosy.
Kolejną rzeczą, która denerwuje mnie w
Allie jest to, że nikogo nie słucha. Może autorka chciała zrobić z niej niezależną,
młodą kobietę, ale wyszła z niej tego dziewczyna, która uważa się za
najmądrzejszą. Nie słucha, gdy ktoś jej dobrze radzi, nie słucha, gdy ma
dochować tajemnicy. Robi to, co chce, nie bacząc na konsekwencje, uczucia
innych i że przez jej działanie może zrobić komuś krzywdę. Cały czas nie myśli.
Bardzo nie podoba mi się postać Sylvaina.
Jego zachowanie jest nielogiczne i dosyć dziwne. Pani Daugherty wydaje się, że
chciała pokazać, iż nawet najgorsza rzecz jaką można zrobić, może być efektem nieprzemyślanego
wypadku (co akurat jest niemożliwe w opisanej w książce sytuacji). Nie podoba
mi się też postawa Allie w tej sytuacji. Pokazuje, że dziewczyna ma od razu
wybaczać, nawet jeśli chłopak zrobi coś niewybaczalnego. Akceptuj jego wady, nie
możesz zwrócić mu uwagi, odseparować go od siebie. Masz być męczennicą i to z
własnej woli.
Dużo rzeczy w tej książce jest po prostu
niemożliwych i nie dających się zaakceptować. Ludzie tak się nie zachowują.
Ciężko się to tłumaczy bez przytaczania fragmentów, a nie chcę zrobić z tej
recenzji jednego wielkiego spojlera.
Jeśli chodzi o sam sposób przedstawienia
tej historii to też nie jestem zachwycona. Książka miała być tajemnicza,
przesycona aurą sekretów. Nie czułam tego. Żeby było zabawniej (albo dziwniej)
, zauważyłam, że zaczyna występować słownictwo, które w czytelniku miało
wywołać strach, ale zostało to zrobione w nieudolny sposób. Słowa w ogóle na
mnie nie oddziaływały. Autorka próbowała, ale jej nie wyszło. Chciała
czytelnika poruszyć, ale działała powierzchownie, zostawiając głębię w spokoju,
przez co zabieg jej nie wyszedł, a to rzutowało na całej historii. Zamiast bać
się, czy czytać kolejne rozdziały w zniecierpliwieniu, czekałam aż książka się skończy, miałam ochotę zacząć
walić głową w ścianę lub wziąć wszystkich bohaterów i zacząć ich głowami walić
w ściany.
Jedyną postacią, która zaskarbiła sobie moją
sympatię jest Carter. W opisie napisano, że jest outsiderem, co nie do końca
jest prawdą, ale wyróżnia się, bo jedyny wzbudził we mnie pozytywne emocje, a
jego działania miały jakiś sens, były przemyślane. Podziwiam go, bo ja bym nie
wytrzymała tyle z Allie.
Bohaterowie tak bardzo mnie denerwowali i irytowali swoim zachowaniem, ze nawet fabuła nie przynosiła ukojenia i nie wciągała. Wszystko było płytkie i niedopracowane.
Już dawno nie przeczytałam tak złej książki.
Mój przyjaciel powiedział, że mam czytać dalej, ponieważ „cechy” Allie, które
opisałam stają się jeszcze bardziej widoczne. I powiedział to ze śmiechem. Jemu
się to podoba, ale mnie nie. Nie sięgnę po dalsze części.
Cieszę się, że najpierw zapoznałam się z „Tajemnym
ogniem”, który napisała C.J. Daugherty
oraz Carina Rozenfeld, bo gdybym tego nie zrobiła, to nie
wiem, czy po przeczytaniu „Wybranych” byłabym w stanie przekonać samą siebie do
sięgnięcia po nią. Jeśli chcecie przeczytać coś C.J. Daugherty to polecam „Tajemny
ogień”. Powieść może i nie wybitna, ale
pobija „Wybranych”. I to bardzo.
Jeśli chcecie, przeczytajcie „Wybranych”,
ale nie polecam wam tej książki z całego serca.
Nie
można trafiać na tylko dobre książki. Niestety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz